Leszek Świder: Nie zastosuję grubej kreski - będą audyty

- Przed nami czas oszczędności – mówi burmistrz Rabki-Zdroju Leszek Świder, którego pytamy co zastał po przyjściu do urzędu, jak ocenia rządy Ewy Przybyło, jak dogada się z klubem Nasze Miasto i kogo zwolnił już z pracy.

Proszę opowiedzieć, jak wyglądał Pana pierwszy dzień w urzędzie? Ewa Przybyło czekała, żeby osobiście Pana przywitać i przekazać władzę oraz ważne informacje o tym, czym powinien się Pan zająć? Czy też zastał Pan pusty gabinet i masę problemów?

Leszek Świder: - Pierwszego dnia, po zaprzysiężeniu, poszedłem do gabinetu. Był pusty. Dokumentów nie było żadnych, oprócz tych, które przekazała mi pani sekretarz. Dowiedziałem się, że są to wszystkie dokumenty dotyczące Rabki. Były to sprawozdania finansowe, w tym również spółek miejskich. Przeglądam je do dzisiaj. Są to jednak same ogólniki. Żeby dotrzeć do szczegółów, musiałem pytać naczelników lub prezesów.

Włos się Panu zjeżył na głowie, gdy zapoznał się Pan z sytuacją w mieście, czy odetchnął Pan z ulgą?

L. Ś. - Pierwszego dnia nie miałem jeszcze świadomości tego, co tam jest. Teraz, im bardziej w to wchodzę, to widzę, że – to moje prywatne zdanie – że była mała troska o majątek gminy.

To w jakim stanie zostawiła po sobie miasto pana poprzedniczka Ewa Przybyło po 12 latach rządów?

L. Ś. - Wszyscy oczekują, że będę ją potępiał w czambuł. Ludzie żądają krwi, musi być ofiara, ale ja nie mam takiego podejścia do sprawy. Jak już kiedyś mówiłem, jej pierwszą kadencję oceniam pozytywnie, drugą gorzej, a trzecią słabo. Dużym problemem jest zadłużenie i z tym musimy się zmienić. I mimo wielu inwestycji, które radni chcą zrealizować, moim obowiązkiem będzie im przypominać, że musimy jednak z długu schodzić. Druga rzecz, to to, że wszystkie inwestycje, jakie były dotychczas robione, to inwestycje, które nie przynoszą gminie dochodu, ale generują koszty. I pytanie jest, ile tych kosztów gmina może ponosić. Dlatego też tych inwestycji było czy jest coraz mniej, co właśnie wynika z braku środków. Były dwie możliwości: albo się zadłużamy, co też robiono, albo mamy jakieś własne dochody i wtedy możemy nadal inwestować. Ale w ostatnich latach było z tym coraz gorzej.

To co czeka teraz mieszkańców?

L. Ś. - Musimy przede wszystkim bardzo dobrze liczyć pieniądze i każdą złotówkę oglądać dwa trzy razy, zanim ją wydamy. Przed nami czas oszczędności.

Część Pana wyborców domaga się rozliczenia poprzedniej władzy. Zamierza Pan to zrobić czy zastosuje Pan zasadę grubej kreski, odkreślając przeszłość?

L. Ś. - Gruba kreska jest złym rozwiązaniem. Bezwzględnie powinniśmy wykonać audyt. Tego oczekują mieszkańcy, ale ja też uważam, że jest potrzebny. Musimy wiedzieć, z którego poziomu zaczynamy. Druga sprawa, że gdy nie będziemy realizować jakiejś inwestycji, gdy zabraknie pieniędzy, to musimy powiedzieć mieszkańcom dlaczego. Tymczasem oczekiwania mieszkańców są takie, że inwestycje będą nadal - ja też uważam, że powinny być – natomiast musimy iść w kierunku, że będą to inwestycje, na które jest nas stać.

Zwolnił Pan już kogoś odkąd objął urząd?

L. Ś. - Nie. Nie licząc wiceburmistrza, z którym rozwiązałem umowę. Nie stawiałem sobie za cel przyjść do urzędu i wszystkich zwolnić, tak jak to zrobił np. prezydent Nowego Sącza, który na wejściu zwolnił 12 naczelników. Nie na tym to polega. Ja zwolnień się nie boję, żeby to było jasne. To będą musiały być odważne decyzje, ale najpierw muszę wszystko poznać. Urzędnicy to jest w większości grupa ludzi, która potrafi się dostosować do tego, czego oczekuje od nich szef. Ale trzeba im powiedzieć, czego się oczekuje. Jeśli tego nie zrobią, wtedy na pewno będą podejmowane odpowiednie decyzje.

Jak się Panu układa współpraca z Radą Miejską, w której większość mają radni związani z pana kontrkandydatem w wyborach na burmistrza Rafałem Hajdyłą?
L. Ś. - Dużo rozmawiamy. Staram się im przekazywać wszystkie ważne informacje potrzebne im do podejmowania decyzji. Moim obowiązkiem jest ich rzetelnie informować. Niestety, doświadczenia poprzedniej rady pokazały, że nie ufali burmistrzowej, co było spowodowane tym, że co innego otrzymywali w materiałach na sesję, a co innego mówiło się na sesji. Powiedzieli, żebym się nie gniewał, ale mają złe doświadczenia w tej sprawie. Staram się ich rozumieć. Myślę, że niektórym może być trudno się przestawić na to, że kiedyś byli opozycją, a teraz mają dużo do powiedzenia i mogą decydować. Decydowanie to jednak również branie odpowiedzialności.

Jedną z pierwszych decyzji, jaką podjęli, było obniżenie Panu, jako burmistrzowi, pensji. Jak Pan to przyjął?

L. Ś. - Na ten temat nie chciałbym się wypowiadać. Jednak z jedną rzeczą się nie zgadzam, a mianowicie z tym, że nie mam doświadczenia. Uważam, że 12 lat w samorządzie, w tym 8 w zarządzie powiatu, to duże doświadczenie. Mojego kontrkandydata przedstawiano, jako osobę doświadczoną, która była radnym przez 4 lata. Ja byłem 3 razy więcej. Cóż, taka była ich ocena. Mam nadzieję, że będą obserwowali moje działania i z czasem zaufanie radnych do mnie wzrośnie, również moje w stosunku do nich, choć ja nie mam jakichś negatywnych uprzedzeń.

Co ze szpitalem? Czy Małgorzata Skwarek wypełniła swoją misję na stanowisku prezesa placówki i potrzebne jest nowe otwarcie czy też chce Pan, aby dalej rządziła placówką, którą dobrze zna?

L. Ś. - Na szpital mam swoje spojrzenie i wiem, co chciałbym tam zrobić. Natomiast na dzień dzisiejszy poprosiłem panią prezes, żeby przygotowała program naprawczy. Bo to, że szpital się zadłuża, to jedno, ale drugie, że trzeba znaleźć z tego wyjście. Dałem jej na to czas do połowy stycznia i liczę, że pani prezes taki program naprawczy przedstawi. A potem będzie decyzja, na tak lub na nie.

Czy Miejski Ośrodek Kultury pana zdaniem dobrze funkcjonuje? Jakich zmian potrzebuje i czy będzie je Pan wprowadzał z pomocą dotychczasowej dyrektor Joanny Lelek?

L. Ś. - Ja sobie zupełnie inaczej wyobrażam funkcjonowanie Miejskiego Ośrodka Kultury niż dotychczas, zresztą rozmawiałem już o tym z dyrektor Joanną Lelek. Chciałbym powołać Radę Kultury, która wypracuje całoroczny program dla MOK-u, a dyrektor będzie miała go realizować. Jest dużo ludzi, którzy mają ciekawe pomysły i trzeba je wykorzystać. A pani dyrektor będzie rozliczana z realizacji tego programu. Pomysłów jest dużo. W kampanii, przypomnę, mówiłem o dużych Dniach Rabki-Zdroju, miastu jest też potrzebna ogólnopolska impreza sportowa. My musimy pokazać Gorce, jako miejsce aktywnego odpoczynku. Przecież, jeśli chodzi o Gorce, jesteśmy najbliżej Krakowa, trzeba to wykorzystać, żeby to Rabka była bramą w góry. Jesteśmy już po pierwszych rozmowach w sprawie takiej imprezy, ale szczegółów jeszcze dzisiaj nie zdradzę. Powiem tylko, że planowana jest na czerwiec, czyli będzie to impreza letnia.

Z zimową byłby problem, bo oba rabczańskie wyciągi narciarskie nie działają.

L. Ś. - To jest wielka bolączka. Dzisiaj, mówiąc o wyciągu, trzeba wiedzieć, że orczyk to za mało, a wyciąg powinien także hulać latem, cały rok. Dobrym pomysłem byłaby kanapa na Maciejową lub kolejka na Luboń Wielki. Turyści powinni do nas przyjeżdżać cały rok. Musimy na to znaleźć rozwiązanie. Dla Rabki nie ma innego kierunku. Jeśli ktoś myśli, że naszą przyszłością są sklepy, to jest w błędzie. Jesteśmy i pozostaniemy uzdrowiskiem. Oczywiście mamy czarny pijar dotyczący złego powietrza, ale to jest kolejny problem z jakim musimy się zmierzyć i go rozwiązać. Mam pewne rozwiązania, które niebawem chciałbym przedstawić.

Podczas kampanii mówił Pan, że miasto powinno się zaangażować w powstanie nowych stacji narciarskich.

L. Ś. - Pewne rozmowy już poczyniłem. Z pewnymi osobami umówiłem się na spotkanie początkiem stycznia. I mam nadzieję, że przyniosą konkrety. Wielu mieszkańców, i nie tylko mieszkańców, którzy dysponują kapitałem, jest gotowych w takie przedsięwzięcia się zaangażować. I my, jako samorząd, musimy się w to zaangażować, gdyż nasze zaangażowanie będzie sygnałem i dla mieszkańców, i dla przedsiębiorców, że takie przedsięwzięcie jest realne i poważne.

Straż Miejska. W Nowym Targu i Rabie Wyżnej miała więcej przeciwników niż zwolenników i została zlikwidowana. Czy Pana zdaniem jest potrzebna i czy widzi Pan jakąś potrzebę zmian?

L. Ś. - Straż Miejska jest potrzebna, bezwzględnie, ale potrzebne są też zmiany. Dla porównania powiem, że obserwowałem jak to wyglądało w Nowym Targu, gdzie zrezygnowano ze Straży Miejskiej i był problem. Miasto wykupiło godziny w policji, ale oczekiwało, że policjanci będą sprawdzać czym ludzie palą w piecach. A to nie należy do zadań policji. Po to jest nam m.in. potrzebna Straż Miejska, również do obsługi monitoringu, który chcemy w Rabce-Zdroju rozbudowywać, a także do ochrony miejsc publicznych i obiektów gminnych.

Straż Miejska ma przypisane zadania, ale oczekiwania społeczne są nieco inne. Jak się rozmawia z mieszkańcami, to mówią np., że powinno być więcej patroli, a strażnicy powinni mniej jeździć, a więcej chodzić. Mam swoje uwagi, ale najpierw chciałbym je omówić z komendantem.

Co mówią Panu mieszkańcy, gdy rozmawia Pan z nimi na ulicy?

L. Ś. - Większość mówił o swoich oczekiwaniach, pyta czy będę realizował swój program i – z troską – o to czy możliwa jest współpraca z Radą Miejską. Odpowiadam zawsze, że tak, w końcu zarówno radni komitetu pana Rafała Hajdyły, jak i ja i moi radni, szliśmy do wyborów z postulatem zmian. To nas łączy. Mieszkańcy chcą przyspieszenia i zgadzam się z tym. Nie można powiedzieć, że do tej pory nie robiono nic, ale inne gminy robiły więcej. Trochę odstajemy od nich.

Podam przykład. Poprzednia władza bagatelizowała nieco problem smogu, a tymczasem jest to dla nas problem zabójczy. Ten czarny pijar, który został wokół Rabki stworzony, wywołał właśnie problem zanieczyszczonego powietrza.

Jakie są Pana pomysły na walkę ze smogiem?

L. Ś. - Trzeba doprowadzić do tego, żeby w Strefie A uzdrowiska można było palić wyłącznie gazem. Ale nie na zasadzie, że zabrani się ludziom palić czym innym. Wspólnie z innymi miastami uzdrowiskowymi będę chciał wywalczyć na szczeblu rządowym, żeby mieszkańcy Strefy A mieli tańszy gaz, na przykład poprzez to, że państwo ściągnie któryś z podatków, który jest nałożony na błękitne paliwo. By w strefie uzdrowiskowej byłby tańszy, bo nic tak do ludzi nie przemawia jak niski rachunek.

Czy śmieci zdrożeją?

L. Ś. - O tym zdecyduje Rada Miejska. Sytuacja, jak jest na rynku sprawia, że podwyżki są nieuniknione. Ze swej strony chcę zaproponować uruchomienie nieczynnej sortowni śmieci w Zarytem. Mogłoby to nastąpić w przyszłym roku. W końcu wybudowano ją przecież po to, żeby mieszkańcy płacili mniej za śmieci. Dzwoniłem od Pomorza, przez Śląsk i Cieszyn do firm, które skupują plastiki i okazuje się, że musimy to skalkulować. Nasze Zakłady Komunalne twierdzą, że mamy za mało śmieci, ale przecież możemy je kupić od innych. To jest do przemyślenia, a jeżeli chcemy, by mieszkańcy płacili mniej, to trzeba wykorzystywać szanse, jakie są. Co do podwyżki, to śmieci tańsze nie będą. Ale ile będą droższe, to czas pokaże. Natomiast niektórzy radni mówili w kampanii, że śmieci nie zdrożeją, a jeszcze obniżą cenę. Będę ich prosił, żeby pokazali, z czego za to zapłacimy, bo przepisy mówią, że samorząd nie może dopłacać do śmieci.

Co z budżetem na przyszły rok przygotowanym przez poprzednią burmistrz Ewę Przybyło? Czy zostanie zachowany? Czy jakieś inwestycje zostaną wykreślone, a w ich miejsce wejdą nowe?

L. Ś. - Tylko część rzeczy zostanie zachowana. Takie inwestycje, jak bulwary, już rozpoczęte, muszą być kontynuowane. Natomiast inwestycje nierozstrzygnięte, jak wodny plac zabaw, są tematem do dyskusji. Pytałem radnych, czy je realizujemy i usłyszałem odpowiedź, że nie. To jest zresztą problem, że mamy inwestycje, które finansujemy i które po powstaniu będą wymagały dokładania do nich. Gdy zapytałem urzędników, dlaczego przetarg na wodny plac zabaw nie został rozstrzygnięty, to odpowiedzieli mi, że takimi inwestycjami zajmują się tylko dwie firmy w Polsce. I bylibyśmy uzależnieni od dwóch firm, które narzucałyby nam swoje ceny. Natomiast, odnosząc się nadal do placu zabaw, jestem zdania, że nam potrzeba jest inwestycja będąca atrakcją cały rok, a nie przez miesiąc czy dwa, jak wodny plac zabaw.

A jakie inwestycje Pan zaproponuje w 2019 roku?

L. Ś. - Pomysłów mam dużo, jak każdy. Jest tylko kwestia tego, czy znajdą się na to pieniądze. Może zrobimy jednak inaczej: wrócimy do tego, żeby na komitety osiedlowe szły większe pieniądze i one same realizują te inwestycje, które same uznają za najważniejsze. Według mnie ważne są drogi. Proszę popatrzeć na Nowy Świat. Takich dróg nie możemy mieć. O Nowym Świecie będziemy dyskutować. Na razie czekam na wykaz inwestycji, które mają projekty i pozwolenia i są gotowe do realizowania. Rabka nie jest zbyt dobrze przygotowana na to, żeby korzystać z rządowych programów czy dotacji, bo nie ma gotowych, czekających na realizacje, projektów w szufladzie. Tu jest nieszczęście, ale będę to zmieniał.

Gorce24.pl